Dziś rozpoczynamy powrót. Carlos, Cocke i Zbyszek przeszli się do Laguna Polacco, by przenieść do Refugio Tejos resztę sprzętu nurkowego, a Patryk z Maćkiem rozpoczęli zwijanie obozu. Ojos żegna nas prawdziwie zimową aurą – gęstymi chmurami i coraz bielszymi stokami. W połowie drogi do Refugio Atacama Maciek zatrzymuje się, by pobrać próbki gruntu z form eolicznych, które na zdjęciach z okolic szczytu dostrzegli geomorfolodzy z Warszawy. Dostrzegł też kilka rozpadlin, a w niektórych z nich coś, co wyglądało na szyby odprowadzające gazy wulkaniczne z głębi Ziemi. Wygląda na to, że Ojos jest jednak wulkanem aktywnym.
Po dotarciu do Refugio Atacama możemy wszyscy wsiąść do samochodów terenowych i zjechać do Laguna Verde. Po drodze dopada nas zadymka śnieżna, wszystkie szczyty są pokryte grubą warstwą chmur. Hernan prowadzi pewnie, ale w wielu miejscach rozumiemy, dlaczego „droga” jest oznaczona na mapie jako „bardzo trudna dla samochodów z napędem na 4 koła”. W Laguna Verde czujemy się lepiej, oddychamy pełniejszą piersią, jest też nieco cieplej. Saturacja krwi tlenem, która w Refugio Tejos wynosiła przeważnie ok. 75-80% (a w niektórych przypadkach nawet poniżej 70%) skoczyła do 91-95%. Żartujemy, że w Copiapo przekroczy 110%… Późnym popołudniem okoliczne szczyty są oprószone świeżym śniegiem. Tuż przed zachodem słońca zaczyna się nieco przecierać, mamy popis różnokolorowych świateł i cieni na zakończenie dnia i całej wyprawy!
Nurkowanie w Licancabur, High Lakes 2006 Expedition
Nurkowanie w górskich jeziorach nie jest popularnym zajęciem. Oprócz wysokości, problemem jest logistyka wyprawy. Dlatego wysoko położone jeziora są głównie przedmiotem zainteresowania naukowców. Jak rozwija się tam życie, jakie są warunki pod wodą, jaki jest skład chemiczny jezior? Najlepiej przebadanym z najwyższych jezior jest drugie co do wysokości jezioro Ziemi – Licancabur (pierwszym jest Ojos del Salado, ale nikomu na razie nie udało się do niego dotrzeć i tego potwierdzić – liczymy że nam się uda, choć jesteśmy już drugą ekipą naukową w tym sezonie, która tego próbuje). Naukowcy pod patronatem Instytutu Astrobiologii NASA w latach 2002-2006 odbyli szereg ekspedycji do jeziora w kraterze Licancanbur, w celu poznania go lepiej. Odbyli też wiele nurkowań. Początkowo były to nurkowania swobodne, a następnie, w 2006 r., wrócili nad jezioro ze sprzętem nurkowym. Byli oczywiście doskonale przygotowani i nurkowali na rebreatherach. To znacznie zmniejszało ilość kilogramów które trzeba było wnieść na górę, ale pomoc sporej ekipy porterów była i tak nieodzowna. Podobnie jak w naszym przypadku, sporo miejsca zajmował sprzęt pomiarowy. Podczas nurkowania narzekali jedynie na zimno. Po nurkowaniach oddychali profilaktycznie tlenem. Natomiast ich opowieści o tym, co spotkali pod wodą są fascynujące. Zdjęcie pochodzi ze strony tego niezwykłego projektu naukowego. Więcej o ekspedycji na Licancabur tutaj: http://highlakes.seti.org/CL10-31-06.html#11-26
Paco i Kasia zeszli i zjechali w dół, dół, dół do Copiapo – 6.600 metrów w ciągu 24 godzin. My zostajemy jeszcze dwa dni, by zanurkować w jeziorze odkrytym kilka dni temu. Nazwaliśmy je roboczo Laguna Polacco. Porterzy przenieśli tam resztę sprzętu nurkowego, a my rozpoczęliśmy przygotowania do nurkowania. Widać nadchodzącą jesień – niemal 80% jeziora jest zalodzonego, w porównaniu z 25-30%, gdy po raz pierwszy Maciek z Paco je dojrzeli raptem kilka dni temu. To efekt zmian pogody ostatnich trzech dni – niebo zasnute chmurami nie dostarcza już tyle ciepła. Około południa pogoda jest jeszcze dobra, chmury zasłaniają około połowę nieba. Patryk wchodzi do wody pierwszy. Wysokość 5.710 m n.p.m. daje się we znaki przy ubieraniu suchego skafandra i zakładaniu sprzętu. Na szczęście NITROX 36% po raz kolejny ułatwia złapanie i uspokojenie oddechu. Nie mamy problemu z odpowiednim dociążeniem się – woda jest całkiem słodka. Żeby zanurkować nieco głębiej należy wyłamać przynajmniej kilka metrów lodu od brzegu, na szczęście jest dosyć cienki (2-3 centymetry). Potem można już oderwać płetwy od podłoża i bez wzburzania piasku z dna podziwiać widoki pod wodą. Podążamy za nim. Zabawy jest co niemiara – można przesuwać po tafli jeziora krę o powierzchni 20-30 m2, dopłynąć do narożnika wyłamanej tafli lodowej, oprzeć się łokciami i podziwiać panoramę gór, włącznie ze szczytem Ojos, nieco już zasnuwającym się popołudniowymi chmurami. Widoczność pod wodą jest dobra, ok. 15 metrów, dno jest pokryte piaskiem i wystającym na 20-30 cm głazami. W pewnym momencie, płynąc tuż nad dnem, Maciek dojrzał czerwonawy kształt – ryba! – pomyślał. Jakżeż to niewiarygodne – w zbiorniku na tej wysokości, zupełnie odizolowanym od innych, zamarzniętym najpewniej przez większość roku, odkryliśmy życie! Tym dziwniejsze to, że na kamieniach nie było widać glonów, jezioro wydawało się jałowe. Maciek spróbował ująć zwierzę w rękawice i wypłynąć w ten sposób na powierzchnię, jednakże stworzenie umknęło z pułapki. Po wypłynięciu na powierzchnię i oznajmieniu pozostałej czwórce, że dostrzegł „coś żywego” spotkał się z salwą śmiechu i niedowierzania. Ale Patryk, wciąż jeszcze ubrany w suchy skafander, wziął aparat fotograficzny i zaczął przeszukiwać przybrzeżne wody, brodząc po pas. Bingo! Udało mu się ująć na matrycy dwa podobne stworzenia. W tak ekstremalnych warunkach może to być gatunek endemiczny, być może bardzo rzadki, albo wręcz nieznany! „To coś” miało ok. 1.5-2 cm długości; będziemy musieli się jak najszybciej skonsultować z taksologami, by ustalić, czy to była przedziwna ryba, czy też być może stadium larwalne jakiegoś płaza, czy też jeszcze coś zgoła innego. Nurkowie spędzili pod wodą po kilkanaście minut, zabawa dała tyle frajdy, że tylko podczas wchodzenia i wychodzenia czuło się wysokość. Nasi tragarze kręcili z niedowierzaniem głowami, całe to widowisko bardzo ich bawiło. Później wspominali, jakże ważna to była dla nich odmiana od codzienności – noszenia ciężkich plecaków utartymi szlakami na wciąż te same szczyty…
Wieczorem Partyk zabrał się za robienie zdjęć nocnego nieba nad Ojos. Kilkanaście minut eksperymentowania nad czasem ekspozycji dało piękne rezultaty. Mamy kilka wspaniałych ujęć rozgwieżdżonego nieba, Drogi Mlecznej oraz Obłoku Magellana tuż obok wierzchołka Ojos del Salado.
Ostatni dzień ekspedycji dla Kasi ma się zakończyć silnym akcentem – zdobyciem szczytu Ojos del Salado! Raz jeszcze dzielimy nasz zespół na dwie grupy – Paco, Kasia i Carlos wybierają się na szczyt, a Patryk, Maciek, Zbyszek i Cocke mają dokonać dokładnych pomiarów dwóch jezior odkrytych dnia wczorajszego. Na szczęście intensywna terapia oka naszego portera przyniosła pozytywne rezultaty i decyduje się wybrać się razem z nami.
Do grupy szczytowej dołącza „Herminator” Hernan oraz niemiecki turysta, który zwiedza Chile rowerem. Reżim zdobywania najwyższych szczytów jest niemiłosierny – trzeba wstać tuż po 2-giej rano, wyjść ok. 4-tej rano, by największe chłody przed wschodem słońca przywitać rozgrzanym marszem i zdobyć szczyt przed południem, kiedy pogoda znacznie się pogarsza.
Grupa „jeziorna” w przeciwieństwie do „szczytowej” może się wyspać i ruszyć w podróż eksploracyjną, gdy słońce już przygrzewa. Pierwsze jezioro roboczo od imienia odkrywcy nazywamy „jeziorem Patryka”. Dokładne pomiary laserowym dalmierzem wykazują długość i szerokość rzędu 22m x 19m, mniej więcej połowę rozmiarów jeziora Licancabur. Wysokość nad poziomem morza mierzona GPS wskazuje na 5.877 metrów, zaledwie 23 metry poniżej Licancabur. Patryk przebrał się w suchy skafander i zaczął spacerować po powierzchni jeziora, udając lodołamacz. Zebraliśmy próbki wody dla geomorfologów z UW, zmierzyliśmy grubość lodu (6-7 cm) i udaliśmy się do „jeziorka Maćka” – ponownie używamy tu roboczej nazwy od imienia odkrywcy. Jak nurkowie wiedzą, zakładanie i zdejmowanie suchego skafandra, nie jest czynnością łatwą, szybką czy przyjemną. Jak każdy sobie potrafi wyobrazić – ta sama czynność na wysokości niemal 6.000 metrów, przy ciśnieniu atmosferycznym o 50% niższym jest znacznie bardziej kłopotliwa. Patryk zdecydował się więc przejść pomiędzy jeziorkami w suchym skafandrze – zapewne jedyny taki trekking na takiej wysokości! „Jezioro Maćka” miało rozmiary 41m x 21m, było położone na wys. 5.865 metrów i podobnie jak „jezioro Patryka” jest zbyt płytkie by w nim zanurkować. Grubość lodu była niemal taka sama – 6-7 cm, ponownie zebraliśmy próbki wody do analiz fizykochemicznych.
Od powrotu do Refugio Tejos, grupa „jeziorna” wypatrywała „szczytowej” na najwyższej grani góry. Wreszcie pojawiły się sylwetki – wszystkie pięć. Niesamowite było podziwiać przesuwające się po skałach, lodzie i śniegu postaci, które były oddalone o kilka kilometrów w poziomie i 1000 metrów w pionie. Grupa „szczytowa” wróciła ok. 16-tej z sukcesem – udało się zdobyć szczyt Ojos del Salado – najwyższego wulkanu na świecie! Dodatkowo Kasia z Paco zrobili trawers krateru i zrobili kilka zdjęć na stronę argentyńską. Wprawdzie „naszego” jeziora na 6.350 m n.pm. nie udało się dostrzec (zasłaniało je zbocze Ojos), ale utrwaliliśmy na matrycy kilka innych – położonych niżej. Zdaje się, że strona argentyńska może być równie obfita w niespodzianki eksploracyjne jak chilijska. Kasia oceniła trasę na trudną, być może nawet trudniejszą niż nasze próby trawersu wschodniego. Wszyscy wspinacze byli niesamowicie szczęśliwi, choć zmęczeni i zziębnięci. Nasze obawy dotyczące pogarszającej się pogody potwierdzają się każdego dnia. Dziś chmury zebrały się wyjątkowo wcześnie i po południu mieliśmy ołów nad głowami. Tuż przed zmrokiem zaczął padać śnieg – po raz pierwszy podczas naszej ekspedycji. W innych wysokich górach to żadna nowość, ale tu, w jednym z najsuchszych rejonów świata nie zdarza się to często.
Wrak samolotu (fot. wikipedia.org/Corresponsal Mario Cavalli)
Uwaga, niektóre opisy mogą być drastyczne!
Zapewne wielu z Was zna tę historię – zekranizowaną w filmie pod tytułem „Dramat w Andach”. My też znaliśmy, choć nie ze wszystkimi szczegółami. 13 października 1972 roku w chilijskich Andach rozbił się samolot z 40 pasażerami i 5 członkami załogi – leciała nim ekipa rugby z katolickiej szkoły Stella Maris College w Montevideo (Urugwaj). Powodem była zła pogoda; po wyjściu z chmur pilot ujrzał ośnieżony stok i nie zdążył na czas poderwać samolotu, zawadzając skrzydłem o stok. 13 osób zginęło na miejscu, 32 przetrwało. Przez kilka dni żywili się resztkami jedzenia i wina pozostałymi w samolocie, potem nadszedł czas podejmowania trudnych decyzji… By przetrwać, rozbitkowie postanowili żywić się ciałami swych zmarłych współtowarzyszy, zakonserwowanymi w lodzie i śniegu. Początkowo robili to z wielkimi oporami, następnie musieli przyzwyczaić się do tej przykrej, wręcz obrzydliwej czynności. Gdy kolejne osoby zginęły pewnej nocy w lawinie śnieżnej, dwóch śmiałków zdecydowało się wyruszyć w drogę, by dać znać, że część pasażerów przeżyła. Gdy „zwiadowcy” dotarli do cywilizacji, zorganizowano wyprawę ratunkową. Jako że nie znano wpływu odosobnienia i wielodniowego kanibalizmu na psychikę ocalałych, grupa ratownicza została specjalnie przeszkolona. Znajdowało się w niej trzech wojskowych oraz trzech chilijskich przewodników górskich. Mieli specjalne polecenia dotyczące zbliżania się do rupy rozbitków. Najpierw helikopter kilkakrotnie okrążył wrak samolotu, sprawdzając, czy wciąż zostali przy życiu jacyś ludzie. Z powietrza obserwowano ich zachowanie. Następnie wylądowano, lecz w dużej odległości (ok. kilometra). Grupa ratunkowa rozdzieliła się i zaczęła zataczać kręgi, stopniowo zbliżając się do wraku. Obserwowali scenerię, zachowanie rozbitków oraz szczątki ludzkie znajdujące się wokół samolotu. Gdy wreszcie doszło do spotkania, serdecznościom nie było końca. Jednakże, by dać ostrożności zadość pierwszej nocy grupa ratunkowa rozbiła się kilkaset metrów od wraku samolotu i na zmianę trzymali wachtę pod bronią. Gdyby któryś z rozbitków próbował podejść na mniej niż 100 metrów, wachtujący miał „licencję na zabijanie”. Ostatecznie katastrofę przeżyło 16 osób – sami mężczyźni.
Jednym z trzech przewodników górskich będących częścią grupy ratunkowej był Maximiliano Martinez, który jest szefem chilijskiej firmy z której pomocy korzystaliśmy podczas naszej ekspedycji. Historię usłyszeliśmy więc z pierwszej ręki.
Rozpoczęliśmy przygotowania do zanurkowania w 10-tym najwyższym jeziorze na świecie, które odkryliśmy raptem przedwczoraj. Ustaliliśmy trasę przemarszu z naszego obozu i „obciążyliśmy” tragarzy obowiązkiem przeniesienia butli i balastu. Po drodze Maciek z Patrykiem spędzili dłuższą chwilę podziwiając rozległe pole penitentów (niezwykłych lodowych iglic, które występują głównie w Andach). Od jeziora wracaliśmy do obozu okrężną drogą, raz jeszcze przechodząc przez miejsce, gdzie znaleźliśmy japoński namiot. Niestety nie znaleźliśmy żadnych dodatkowych szczegółów. Idąc w kierunku naszego obozu Tejos odkryliśmy dwa nowe jeziorka pokryte lodem! Są one niewielkie i nie dajemy im dużych szans, by miały dostateczną głębokość do zanurkowania, ale to, co nas podekscytowało to fakt, że były usytuowane na wysokości ponad 5.850 metrów, zaledwie kilkadziesiąt metrów poniżej Licancabura, najwyżej położonego jeziora w którym udało się zanurkować. W obliczu faktu, że wczoraj grupa eksploratorów dojrzała kilka jezior poniżej skalno-lawowej grani, natchnęło to nas nadzieją, że być może uda się odkryć jeziora nadające się do nurkowania powyżej poziomu 5.900 metrów po chilijskiej stronie Ojos del Salado.
Dziś dokonała się zmiana warty – Maciek z Patrykiem zajęli się drobnymi zadaniami obozowymi, a Kasia, Zbyszek, Paco i Cocke (jeden z naszych porterów) wyruszyli w ostateczne ustalenie trasy trawersu do jeziora na wys. 6.350 m n.p.m. Pierwsza połowa trasy przebiegła po ścieżkach wyznaczonych dnia wczorajszego przez Maćka i Paco, ale im się wyżej grupa wspinała, tym trudniej było o ustalenie optymalnej trasy. Grupa podzieliła się na dwie pary i próbowała znaleźć przejście przez skalno-lawową grań, która oddzielała nas od plateau na wys. ~6350 m n.p.m., prowadzącego do „naszego jeziora”. Pomimo kilku prób ustalenia trawersu grani, nie udało się znaleźć trasy, która byłaby bezpieczna dla wspinacza lub tragarza pod znacznym obciążeniem wagi sprzętu wysokogórskiego bądź nurkowego. Grupa dotarła do wys. 6.240 m n.p.m., zaledwie 100 m od poziomu „naszego jeziora”, ale wciąż nie mieliśmy zadowalającej trasy trawersu.
Nadszedł dzień decyzji co do przyszłości ekspedycji. Niestety, wydarzenia ostatnich 24 godzin były dla nas niekorzystne. Oprócz złej prognozy pogody, która zaczęła się realizować, Cocke miał fatalnego pecha – pomimo szczelnego „zakutania” twarzy i przylegających gogli wysokogórskich, do jego oka dostała się drobina pyłu skalnego. Patryk przez kilkadziesiąt minut odprawiał medyczne egzorcyzmy próbując tę drobinę odnaleźć, wypłukać, wreszcie uśmierzyć ból i zabezpieczyć maścią z antybiotykiem przed potencjalnymi następstwami. Mając przed sobą perspektywę utratę dwóch członków ekspedycji (ktoś musiałby sprowadzić Cockę do Refugio Atacama i dalej do szpitala w Copiapo), pogarszającą się pogodę i nie ustaloną do końca trasę trawersu, postanowiliśmy skupić się na nowo odkrytym jeziorze i zrezygnować z próby pobicia rekordu Guinnessa. Jeziorko wciąż pozostaje nieodkryte…
Badania medyczne są ważną częścią wyprawy, w końcu to MedExpedition. Dlatego też wyprawa zaplanowana była na kilka tygodni, tak aby zebrać jak najwięcej danych. Patryk prowadził codzienne swoje pomiary, zakładał holtery, zgrywał dane do komputera, a Kasia prowadziła badania psychologiczne (szczegóły w zakładce … Czytaj dalej →
Na mapach świata zostało już niewiele białych plam. Jedną z nich jest niewielki zbiornik wodny, położony na południowych zboczach Ojos del Salado – najwyższego wulkanu świata (6 890 m n.p.m.). Zbiornik wodny nie jest uwzględniony na oficjalnych mapach, zaś o jego istnieniu świadczą jedynie nieliczne zdjęcia. Uważa się, że jest to najwyżej położone jezioro świata (6 390 m n.p.m.) i że najprawdopodobniej jest słone, lecz niewiele więcej o nim wiadomo. Najwyższy czas, abyśmy poznali je lepiej, a przede wszystkim dowiedzieli się: jakie są jego rozmiary i głębokość, jakie jest pH oraz zbadali skład chemiczny i stopień zasolenia itp., czy jest pokryte lodem, a jeśli tak, to jaka jest jej grubość
Kolejny rekord wysokości wyprawy dał się zespołowi nieco we znaki. Nie mamy żadnych objawów choroby wysokościowej, ale noce mamy już tylko na poły przespane, jesteśmy osłabieni i każda aktywność zajmuje więcej czasu. To jest, niestety, normalne na niemal 6000 metrów wysokości, niewiele z tym możemy zrobić… Kasia, Zbyszek i Patryk postanowili oddać się lekkim czynnościom w obozie, Maciek wraz z naszym przewodnikiem (Paco) udali się na trekking eksploracyjny. I jakże owocny! Już po 1,5 godzinie eksploracji wschodniego trawersu góry na północnym stoku Ojos del Salado naszym oczom ukazało się piękne górskie jezioro! Było to zaskoczenie zarówno dla Paco jak i dla Maćka. Jeziora nie było na mapie (tak, tak, na tej samej, najlepszej na świecie mapie tej góry i okolic…), a Paco kiwał z niedowierzaniem głową, przytaczając raz jeszcze swą opinię, wypowiedzianą podczas poszukiwań Laguna del Muerto, że w tak suchych warunkach „nie powinno” być żadnych jezior. Postanowiliśmy dokładniej zbadać odkrycie w drodze powrotnej do obozu. Kontynuowaliśmy obchodzenie wielkiego jęzora lawy i doszliśmy na wysokość ok. 6.040 metrów – do żlebu, którym poszliśmy kolejne 200-300 metrów w górę. W ten sposób przeszliśmy ok. 1.8 km i podeszliśmy w górę ok. 200 metrów stanowiące ok. 1/3 trawersu. Zrobiliśmy dokładne zdjęcia żlebu i interesującej nas potrzaskanej skalnej grani, mając szczegóły topografii dotyczące ok. 50-70% trasy trawersu – odpowiednio w poziomie i pionie. W tym miejscu dołączył do nas 60-cio latek Hernan (zarządca schroniska w Laguna Verde, zwany przez nas Herminatorem, ze względu na swą nadludzką siłę i wytrzymałość) i postanowiliśmy zejść do odkrytego dziś jeziora w celu jego zbadania. Okazało się, że jezioro jest położone niżej, ale za to znacznie większe niż początkowo sądziliśmy.
Schodząc Maciek dokonał szokującego odkrycia. Na wysokości ok. 5.860 metrów, za głazem, częściowo zakopany w piasku leżał poszarpany namiot! Ożyły wspomnienia związane z zaginionym 3,5 roku temu na Ojos del Salado Polakiem – Grzegorzem Kostyrą – jedynym wspinaczem zaginionym na tej górze od wielu, wielu lat. Paco brał udział w wielodniowej, szeroko zakrojonej akcji poszukiwawczej i, jak nam wspominał kilka dni temu, nie znaleziono żadnego śladu. Jak głęboko w psychice wszystkich osób związanych z tą górą jest zakorzeniona sylwetka dra Kostyry stanowi fakt, że gdy dziś Hernan i Paco dojrzeli się z daleka na stoku obaj pomyśleli to samo – że to „duch zaginionego Polaka”, który przypomina im o swej zagadce. Maciek oznaczył koordynaty GPS namiotu i zrobił zdjęcia, ale nie zbliżał się, chcąc się dowiedzieć, jakie procedury powinny być zachowane. Po jakimś czasie powrócił z Patrykiem i dwoma porterami i wykopali namiot dokonując dokumentacji fotograficznej na poszczególnych etapach.. Była to zewnętrzna powłoka namiotu produkcji japońskiej, więc nie powiązaliśmy tego znaleziska z zaginionym rodakiem. Wreszcie dotarliśmy do jeziora. Okazało się, że jest położone na wys. ok. 5.715 m n.pm., co, zgodnie z informacjami na stronie ww.highestlake.com dawałoby mu miejsce w pierwszej dziesiątce na liście najwyższych jezior na świecie! I do dnia dzisiejszego nikt o nim nie wiedział! Zgodnie z pomiarami GPS ma ono 156 metrów długości. Szerokość wynosi 48 metrów. Jest częściowo pokryte lodem, woda jest krystalicznie czysta, pomiary gęstości wody także wskazują na brak jakiegokolwiek zasolenia czy zmineralizowania. Pomiaru głębokości nie dokonaliśmy, ukształtowanie stoków wokół jeziora sugeruje, że będzie ono stosunkowo płytkie – rzędu kilku metrów. Planujemy, o ile wystarczy nam czasu, co zresztą oczywiste, zanurkowanie w nim! Zostały nam ostatnie dni wyprawy. Podejmujemy ostatnie przymiarki do trawersu do jeziora na wys. 6.350 metrów, liczymy obciążenia, godziny marszu, próbujemy oszacować jak będziemy się czuć podczas noclegu kolejne 500 metrów wyżej. Niestety, dostaliśmy właśnie informację, że pogoda ma się na dniach zepsuć i być „niestabilna”. Nie wiemy, czy to wpłynie na nasze plany, póki co trzymamy kciuki za utrzymanie się „stabilnej” pogody – temperatury do -10 stopni Celsjusza i silnych, w porywach huraganowych wiatrów…
Dziś przenieśliśmy obozowisko niemal sześćset metrów w górę – trasa zajęła nam prawie cztery godziny marszu. Cała ekipa wykazała się znakomitym tempem w pokonywaniu wysokości, mimo tego, że szliśmy z obciążeniem. Po drodze podziwialiśmy piękne widoki Altiplano – z coraz to wyższej wysokości. Dotarliśmy w miejsce zwane Refugio Tejos; na wysokości 5825 m n.p.m. rozstawiono dwa połączone ze sobą kontenery, które dosyć znośnie chronią przed wiatrem, ale zupełnie nie chronią przed zimnem. To najpewniej najwyższe schronisko na świecie; temperatura w nocy spada przynajmniej kilka stopni poniżej zera. Tragarze dziś rozpoczęli noszenie naszego sprzętu, mocno już przebranego pod względem naszych potrzeb i ciężaru. Ci radośni i wiecznie gadatliwi młodzieńcy wlewają dodatkowe dobre fluidy w nasz zespół. Już podczas wczorajszego trekkingu Kasia zauważyła, że rączo podskakiwali sobie na ścieżce, co chwila pochylali się nad odłamkami co ładniejszych skał i zadawali pytania w stylu „czy to nie przypadkiem hematyt?”. Lecz dzisiejszy widok Carlosa „rozłożył” nas zupełnie. Pod pełnym obciążeniem ekwipunku podskakiwał na jednej nodze, z kijków teleskopowych stworzył namiastkę gitary elektrycznej i odgrywał na niej solowe kawałki, podśpiewując. Ech, Ci Latynosi – Oni wiedzą jak się bawić!
Dziś dzień obłożony nieco mniejszym wysiłkiem. Posegregowaliśmy sprzęt, poważyliśmy i podzieliliśmy pomiędzy nas i tragarzy. Od jutra porterzy będą nosić kilogramy do Tejos, a my, jeśli zdrowie pozwoli, zaczniemy rekonesans wschodniego trawersu góry. Nie ma tam wyznaczonych żadnych ścieżek. By … Czytaj dalej →
Refugio (Schronisko) Atacama, to określenie zdecydowanie na wyrost. Stanowią je dwie kopuły o szkieletowej stalowej konstrukcji, pokryte mocnym brezentem, ustawione na płaskiej piaszczysto-żwirowej półce na stoku Ojos del Salado. Zabezpieczają one przed wiatrem, ale nie przed zimnem. Nad ranem temperatura … Czytaj dalej →
Ekipa przeniosła się dzisiaj do kolejnego obozu, pod Ojos del Salado, na wysokości 5.250 m. Wszyscy czują się dobrze. Temperatura w namiotach spada w nocy do -5, ale dokuczliwy jest tylko wiatr, który wieje tu cały czas. Są coraz bliżej … Czytaj dalej →
Nadszedł ten dzień, kiedy musimy się pożegnać z Laguną Verde udać się wyżej – do Refugio Atacama (5250 m n.p.m.). Jako że zmiana wysokości jest znaczna (ok. 900 m) musieliśmy być dobrze przygotowani aklimatyzacyjnie do tego skoku, stąd poprzednie dwa … Czytaj dalej →
Duża wysokokość, czyste i suche powietrze sprawiają, że na Atakamie panują ekstremalne warunki, a na dużej wysokości (np. okolicach jeziora i szczytu Ojos del Salado) jest duże promieniowanie UV, przez co występują tam iście marsjańskie warunki. Około 100 km na południe od Antofagasta – regionie położonym na wysokości ok. 3.000 m, gdzie opady należą do jednych z najniższych na Atakamie (ok. 1 mm rocznie) – naukowcy uznali, że warunki klimatyczne są podobne do tych, panujących na Marsie. Nieziemski krajobraz Atakamy został zresztą wykorzystany do zobrazowania powierzchni Czerwonej Planety w telewizyjnym serialu „Kosmiczna Odyseja – Podróż do Planet”. W 2003 roku zespół naukowców w czasopiśmie Science opublikował artykuł pt. „Marsopodobne gleby pustyni Atakama w Chile i ich wpływ ograniczający rozwój mikroorganizmów”. W artykule tym opisano dane uzyskane z lądowników Voyager 1 i 2, które zbierały próbki pustynnej gleby, gdzie nie wykryto żadnych form życia! Wyjątkowe warunki klimatyczne regionu spowodowały, że NASA testowała tam najnowocześniejsze technologie, które w przyszłości mają być wykorzystywane w misjach marsjańskich. Uważa się też, że nie tylko gleby są ubogie, czy wręcz pozbawione życia, ale także dotyczy to tamtejszych zbiorników wodnych, znajdujących się na wysokości powyżej 4.000 m n.p.m. Wiele wskazuje na to, że na niesprzyjające warunki wpływ ma nie tylko bardzo duże zasolenie, często sięgające 35%, ale też silne promieniowanie UV oraz duże wahania temperatur. Wydaje się więc, że ekosystem (o ile w ogóle żyje tam cokolwiek), jest unikalny w skali światowej.
Laguna Verde (Zielone Jezioro) to słone jezioro, które leży na wysokości 4.328 m n.p.m. na pustyni Atakama u stóp najwyższego wulkanu świata – Ojos del Salado. Inne jezioro o tej samej nazwie leży w Boliwii u stóp innego wulkanu – Licancabur. Jednak boliwijskie jezioro charakteryzuje się niezwykłym, błękitnym kolorem, który zawdzięcza związkom miedzi rozpuszczonym w wodzie. Chilijskie Laguna Verde ma zielono-niebieski kolor wody, a jego powierzchnia to 15 km2. Są tu też gorące źródła, które przynoszą ukojenie zmęczonym podróżnikom. Największą atrakcją tego miejsca są jednak góry. Laguna Verde otaczają wysokie, pokryte śniegiem szczyty Andów. Tu znajdziemy największe skupisko szczytów andyjskich, przekraczających wysokość 6.000 m. M.in. to:
Po sobotniej przymiarce do nurkowania dziś wreszcie udało się nam zejść pod wodę trochę głębiej! Patryk ze Zbyszkiem zanurkowali w Laguna Verde ok. 12:15 lokalnego czasu. Nurkowanie było niezbyt głębokie – dno jeziora bardzo powoli się obniża. Zasolenie dało się … Czytaj dalej →
Dziś kolejny dzień trekkingowy. Wybraliśmy stok góry najbliższej naszemu obozowi – Mulas Muertas (Martwe Muły). Spokojnym tempem osiągnęliśmy 5000 metrów, gdzie na półce skalnej urządziliśmy sobie kilkudziesięciominutowy przystanek. Podziwialiśmy piękną panoramę szczytów sześciotysięcznych wyznaczających granicę chilijsko-argentyńską. Po odpoczynku wyszliśmy jeszcze … Czytaj dalej →
Dzień wolny. Odpoczywamy, piszemy maile i czekamy na przewodnika i pozwolenia na trekking na Ojos del Salado. Pozwolenie już mamy, ale dokumenty przybędą z Copiapo razem z przewodnikiem. Kasia z Maćkiem urządzili sobie zabawę w jojo – zjechali z wys. … Czytaj dalej →
Przygotowując się do wyprawy mieliśmy w planach próbę pobicia rekordu Guinnessa w nurkowaniu na wysokości. Obecnie nie ma żadnego oficjalnie uznanego rekordu w nurkowaniu na wysokościach. Za nieoficjalny rekord uznaje się nurkowanie w Licancabur w 1982 r. wykonane przez archeologa dr. Charles Brush’a i trzech innych nurków. W tym samym jeziorze bez sprzętu nurkowała dr Natalie Cabrol z ekspedycji NASA i do niej należy nieoficjalny rekord freedivingu, choć jezioro ma w najgłębszym miejscu zaledwie nieco ponad 5 m (5,2 m jak podają w swojej pracy naukowej z 2009 r. W. H De Smet and J. A. E. Gibson, którzy przeprowadzili badania w jeziorze). W 2006 r. dr Cabrol zanurkowała ponownie w Licancaburze na obiegu zamkniętym, wykonując dwa kilkudziesięciominutowe nurkowania. Jeżeli udałoby się nam odnaleźć jezioro i zanurkować w nim, chcieliśmy aby zostało to oficjalnie potwierdzone. Skontaktowaliśmy się z organizacją Guinness World Records i nasze zgłoszenie zostało przyjęte. Otrzymaliśmy też dokładne wytyczne jak należy udokumentować wyczyn. Istotne też było, aby uzyskać patronat mediowy uznanego medium (to się udało), a także przedstawić dokumentację fotograficzną oraz uzyskać poświadczenie dwóch niezależnych świadków, nie będących członkami ekipy. Dlatego zdecydowaliśmy się na wynajęcie porterów nie związanych z nami, którzy zgodziliby się na weryfikację zeznań przez Guinnessa. Guinness przywiązuje ogromną wagę do niezależnych świadków, ponieważ ma ograniczone zaufanie do poświadczeń uczestników wyprawy. Ciekawe dlaczego;)
Dziękujemy za wszystkie życzenia imieniowe, które dotarły do nas za pomocą satelitów ! Z tej okazji przebraliśmy się za nurków, pozowaliśmy do zdjęć i zjedliśmy po budyniu:)
Dzisiaj ważny dzień – pierwszy dzień nurkowań na naszej wyprawie. Nurkowania wysokościowe są definiowane jako te, które odbywają się na wysokości 300-3.000 metrów nad poziomem morza. My „na dzień dobry” wychodzimy poza te granice i nurkujemy na wys. 4.350 metrów … Czytaj dalej →
W miarę luźny dzień w porównaniu z poprzednimi trzema dniami trekkingowymi. Po codziennej porcji badań medycznych i psychologicznych zwinęliśmy obóz i wybraliśmy się w podróż do Laguna Verde położonej na wys. ok. 4.350 m n.p.m. Przez kilka godzin przemierzaliśmy Atakamę … Czytaj dalej →
Po drodze do Copiapo minęliśmy tablice z napisem Domeyko.Taką nazwę nosi pasmo górskie w Andach, które jest granicą Atakamy. W tym rejonie jest wiele kopalń, w tym największa na świecie odkrywkowa kopalnia miedzi. Dlatego napis głosi, że tutaj górnicy kopią z nadzieją (o ile dobrze zrozumieliśmy, bo nasz hiszpański pamięta lepsze czasy). Ignacy Domeyko (1802-1889) był polskim uczonym, geologiem i inżynierem górnictwa. Po Powstaniu Listopadowym emigrował, najpierw do Europy, potem do Chile. W tych czasach podróż zajęła mu 4 miesiące. W Chile Domeyko poświęcał czas badaniom geologicznym, dzięki którym rozwinęło się w Chile górnictwo, jako rektor Uniwersytetu uczył i rozwijał naukę chilijską, odkrywał nowe minerały (jeden z nich nazwany został nawet domeykit), był wielce szanowaną osobistością w Chile. W wolnych chwilach chodził po Andach i szukał meteorytów. Jego wielką fascynacją były także wulkany, przez które omal nie zginął. Przez cały czas bardzo chciał wrócić do Polski, ale Chilijczycy robili wszystko, by przekonać go do pozostania jak najdłużej. Zmarł na obczyźnie, po powrocie ze swojej ostatniej wizyty w Polsce. Więcej o tym niezwykłym badaczu można przeczytać tutaj.
Kolejny dzień trekkingu aklimatyzacyjny na wysokość 4,500+ m. Nie chcemy zostawiać obozu bez opieki, dlatego 12 słonecznych godzin dzielimy na pół i w dwóch grupach wybieramy się na 6-cio godzinne trekkingi. Dziś sforsowaliśmy się do granic naszej wytrzymałości i wyszliśmy … Czytaj dalej →
Drugi dzień aklimatyzacyjny; stopniowo zwiększamy odległości trekkingów oraz wysokość. Wczoraj zrobiliśmy dwugodzinny trekking na 3980m, dziś 3-3.5 godzinny na wysokość 4300+ m. Badania zabrały nam dziś rano ok. 2 godziny, nieco szybciej niż wczoraj. Dostajemy całe mnóstwo danych medycznych i … Czytaj dalej →
Obóz rozbity, noc za nami – temperatura w namiotach +2 stopnie (mamy 6 termometrów technicznych, więc znanym temperaturę wszystkiego:). Pierwszy dzień aklimatyzacji. Pierwsze trekkingi. Widoki zapierają dech w piersiach. Czujemy się świetnie, humory też nam dopisują. Sprzęt satelitarny działa bez zarzutu. Mamy łączność mailową i telefoniczną, ale telefon przeznaczony jest tylko do nagłych wypadków. Jutro prześlemy więcej szczegółów.
Lot z Paryża do Santiago de Chile był długi. Na szczęście wszystkie nasze bagaże dotarły bez problemu. Najbardziej martwiło nas ewentualne zagubienie sprzętu. Odebraliśmy z wypożyczalni nasz samochód – porządny, terenowy truck. Mamy nie tylko mnóstwo bagaży, ale trzeba jeszcze … Czytaj dalej →
Uruchomiliśmy dziennik wyprawy. Na tej stronie będzie można śledzić newsy dotyczące przebiegu samego wyjazu. A tutaj wszsytkie inne wiadomości i ciekawostki związane z projektem.
Dzień wylotu. Całonocne pakowanie, liczenie plecaków i kilogramów. W końcu docieramy na lotnisko. Wszyscy w doskonałych humorach. Bagaże zapakowane, zafoliowane, ubezpieczone. Największym problem tradycyjnie jest przejście przez kontrolę na lotnisku w Warszawie. Okęcie okazuje się być jedynym lotniskiem na świecie, … Czytaj dalej →
Zapewnienie wyżywienia na pustyni i na dużej wysokości, przez ponad 3 tygodnie, dla 4 osób, to nie jest prosta sprawa. Pierwszą przeszkodą są możliwości „bagażowe”. Zabieranie puszek, konserw i weków nie wchodzi w grę. Zbyt wiele ważą, a kupno na miejscu też nie rozwiązało problemu, bo nie mamy jak przygotowywać ciepłych posiłków. Małe palniki z kartuszami, które mamy, zapewniają jedynie gotowanie wody. Zresztą to też nie jest proste. Woda na wysokościach osiąga punkt wrzenia w niższej temperaturze (spadek około 1 stopień na każde 300 metrów n.p.m). I tak na wysokości 6.000 m n.p.m temperatura wrzenia wody to zaledwie 81 stopni C. Oznacza to, że nie bardzo da się cokolwiek ugotować. Kolejnym problemem jest woda. Na pustyni wody brak. Otaczające jeziora są solankami, a śnieg leży dopiero w wysokich partiach. Dlatego zdecydowaliśmy się skorzystać z technologii wojskowej i zaopatrzyć się w posiłki typu MRE (Meal Ready to Eat). To gotowe zestawy posiłków, które można przygotować (podgrzać) bez użycia wody i zewnętrznego źródła ciepła. Wszystko co potrzebne do pogrzania jest w zestawie. Pogrzewacze chemiczne działają nawet na dużych wysokościach i w niskich temperaturach. Oprócz tego mamy również
batony energetyczne, czekoladę, żele energetyczne, oraz żywność liofilizowaną, do której przygotowania wymagana jest niewielka ilość wody. MRE szczególnie będą nam potrzebne w najwyższym obozie powyżej 6.000 m n.p.m.
Wyprawa oficjalnie rozpoczyna się 10 marca 2012 roku. Wtedy wsiadamy w samolot i lecimy. Zostało mniej niż 24 godziny do odlotu, domykamy ostatnie sprawy (czy na pewno wszystko mamy?)
Kluczowym elementem naszej wyprawy jest element patriotyczny. W końcu chcemy dotrzeć na szczyt Ojos del Salado w 75 rocznicę zdobycia tej góry przez Polaków. Dlatego udaliśmy się do sklepu propagandowego, celem zakupu flag. Na samochód, na szczyt, na plecaki. Od słowa do słowa, rozmowa zeszła na nasz projekt i tak sklep „Artykuły propagandowe” dołączył do wspierających wyprawę:) Dziękujemy!
Wczoraj, zgodnie z harmonogramem, odebraliśmy również zestaw do łączności satelitarnej. W nagłych wypadkach mamy do dyspozycji telefon IRIDIUM. Iridium to system 66 sztucznych satelitów telekomunikacyjnych rozmieszczonych na orbicie okołoziemskiej 485 mil nad Ziemią. System ten pierwotnie miał posiadać 77 satelitów, a ponieważ pierwiastek chemiczny iryd ma liczbę atomową 77, stąd nazwa tego systemu. Iridium umożliwia komunikację na całym świecie właczając w to szczyty górskie, bieguny i oceany. Model, który otrzymaliśmy, to Iridium 9505 – ze wzmocnioną obudową, chowaną anteną, odporny na trudne warunki atmosferyczne w tym kurz, wodę, piasek. Do codziennego kontaktu mamy modem satelitarny BGAN model Wideeye SABRE™. Łatwy w obsłudze, z obrotową anteną i dodatkową słuchawką do prowadzenia rozmów telefonicznych. Odporny na trudne warunki atmosferyczne. Dzięki firmie TS2 będziemy w kontakcie ze światem.
Dzisiaj odebraliśmy 4 holtery (model H3+) – super nowoczesne urządzenia, wielkości połowy pudełka od zapałek, pozwalające na stały zapis EKG. Co dla nas ważne każde z tych malutkich urządzeń może pracować przez 48 godzin i zużywa zaledwie 1 baterię AAA. Dla zainteresowanych: więcej o H3+ można przeczytać klikając na zdjęcie. Firma MDS Cardio ściągnęła dla nas urządzenia z zagranicy w zaledwie kilka dni i wypożyczyła na potrzeby projektu zupełnie za darmo. Ogromne podziękowania za wsparcie polskiej nauki!
Dotarły do nas kurtki i śpiwory od firmy Małachowski! To sprzęt alpinistyczny najwyższej klasy – moglibyśmy zdobyć w nim Everest (ale to następnym razem:). Mimo krótkich terminów sprzęt dotarł błyskawicznie, a do tego spotkaliśmy się z bardzo miłym przyjęciem i dużą chęcią pomocy. Dzięki temu przetrwamy zimne noce w obozie na wysokości 6.500 m n.p.m. i przeprowadzimy wszystkie badania oraz, jak mamy nadzieję, również nurkowanie. A przynajmniej pokujemy trochę w lodzie. Dziękujemy!
Przed wyjazdem wszyscy uczestnicy ekspedycji zostali poddani kompleksowym badaniom, sprofilowanym pod kątem badań, które mają być przeprowadzone podczas wyprawy. Równie ważne było sprawdzenie stanu zdrowia uczestników. Dzięki Centralnemu Ośrodkowi Medycyny Sportowej (COMS), który jest patronem medycznej części wyprawy, wszyscy zostali … Czytaj dalej →
Jest najwyższym wulkanem na świecie (6 893 m n.p.m.), przy okazji będąc najwyższym szczytem Chile i drugim pod względem wysokości szczytem poza Azją. Nazwę wulkanu można tłumaczyć dwojako – „słone oczy” lub „źródła słonej rzeki”.
Okolicę charakteryzują duże dobowe wahania temperatur (często przekraczające 20 stopni), wyjątkowo suchy klimat i bardzo silne wiatry. Wszystko to sprawia, że panują tu niezwykle surowe warunki. Co prawda nie jest to góra bardzo trudna technicznie, ale surowy klimat Atakamy oraz bardzo duża wysokość sprawiają, że do jej zdobycia niezbędna jest porządna aklimatyzacja i dobra kondycja.
Ciekawostką jest, że w czasach gdy nasi pionierzy zdobywali szczyt Ojos del Salado był on uważany za najwyższy szczyt Ameryki Południowej. Według pomiarów dokonanych w 1955 r. Ojos del Salado miał mieć 6.988 m. Dwadzieścia lat później ogłoszono w Chile, że szczyt znajduje się na wysokości 7.010 m. Jednak pozostałe kraje nie uznały tych pomiarów. W 1989 r. dokonano kolejnych pomiarów i oznaczono wysokość na 6.900 m. Amerykańskie pomiary w systemie SRTM (Shuttle Radar Topography Mission) potwierdziły te dane – Ojos del Salado ma prawie 6.900 m. Nie jest jednak wykluczone, że za kilka lat to się znów zmieni – Aconcagua jest tylko kilkadziesiąt metrów wyższa.
Tym samym podczas wyprawy będziemy mogli ponownie dokonać pomiarów GPS na szczycie i ustalić własną wersję wysokości. Ojos del Salado na pewno jest najwyższym wulkanem świata!
Jest to suchy płaskowyż typu wulkanicznego w Andach Środkowych, zajmujący obszar północnego Chile i części północnej Argentyny. Położony jest na średniej wysokości 4 500 m n.p.m. Na tym obszarze znajdują się liczne wulkany, w tym najwyższy czynny wulkan na świecie – Llullaillaco (6 739 m n.p.m) oraz najwyższy ze wszystkich wulkanów świata – Ojos del Salado (6 891 m n.p.m.).
Atakama (Atacama, hiszp. Desierto de Atacama) to piaszczysto-kamienista pustynia w Ameryce Południowej, leżąca w północnej części Chile i północno-zachodniej Argentynie. Rozciąga się na wysokości ok. 500-2000 m n.p.m., zajmując obszar o długości ok. 450 km i szerokości do 100 km. Roczna suma opadów waha się w granicach od 1 do 10 mm, co czyni Atakamę najbardziej suchym obszarem na świecie! Dla porównania, roczne opady na Saharze wynoszą 100 mm. Jednym z głównych powodów braku opadów na Atakamie jest zimny Prąd Peruwiański (Humboldta) omywający zachodnie brzegi Atakamy, powodując ochładzanie i wysuszanie klimatu, co przy równoczesnym blokowaniu przez Andy przedostawania się wilgoci znad Amazonii, powoduje dalsze pustynnienie terenów. W Iquique ostatni opad miał miejsce na początku XX wieku, a na niektórych obszarach nie zanotowano opadów od kiedy zaczęto prowadzić pomiary! Nielicznie występujące rzeki są tylko okresowe, gdzieniegdzie można też natknąć się na słone bagna. Jednak dla regionu najbardziej charakterystyczne są solniska w bezodpływowych kotlinach (np. Solar de Atacama, Solar de Arizaro).
Galeria z treningów podlodowych. Ekipa sprawdza konfiguracje, procedury zakładania i zdejmowania sprzętu, wielogodzinne przebywanie w zimnej wodzie, suche skafandry, komunikację, procedury awaryjne i zgranie. Na ekstremalnych wysokościach wszystko będzie 10-krotnie trudniejsze niż na poziomie morza.