Dziś przenieśliśmy obozowisko niemal sześćset metrów w górę – trasa zajęła nam prawie cztery godziny marszu. Cała ekipa wykazała się znakomitym tempem w pokonywaniu wysokości, mimo tego, że szliśmy z obciążeniem. Po drodze podziwialiśmy piękne widoki Altiplano – z coraz to wyższej wysokości. Dotarliśmy w miejsce zwane Refugio Tejos; na wysokości 5825 m n.p.m. rozstawiono dwa połączone ze sobą kontenery, które dosyć znośnie chronią przed wiatrem, ale zupełnie nie chronią przed zimnem. To najpewniej najwyższe schronisko na świecie; temperatura w nocy spada przynajmniej kilka stopni poniżej zera. Tragarze dziś rozpoczęli noszenie naszego sprzętu, mocno już przebranego pod względem naszych potrzeb i ciężaru. Ci radośni i wiecznie gadatliwi młodzieńcy wlewają dodatkowe dobre fluidy w nasz zespół. Już podczas wczorajszego trekkingu Kasia zauważyła, że rączo podskakiwali sobie na ścieżce, co chwila pochylali się nad odłamkami co ładniejszych skał i zadawali pytania w stylu „czy to nie przypadkiem hematyt?”. Lecz dzisiejszy widok Carlosa „rozłożył” nas zupełnie. Pod pełnym obciążeniem ekwipunku podskakiwał na jednej nodze, z kijków teleskopowych stworzył namiastkę gitary elektrycznej i odgrywał na niej solowe kawałki, podśpiewując. Ech, Ci Latynosi – Oni wiedzą jak się bawić!