Energia elektryczna

Podczas wyprawy jednym z największych problemów jest dostęp do energii elektrycznej. Po opuszczeniu Copiapo, ostatniego cywilizowanego miejsca, straciliśmy dostęp do energii. Nie mieliśmy generatora, a do naładowania było dużo sprzętu – aparaty, kamery, aparatura medyczna i pomiarowa, laptop, telefon IRIDIUM, modem satelitarny. Przed wyjazdem zaczęliśmy poszukiwać dobrych rozwiązań. Szukaliśmy urządzeń zasilanych na baterie, a nie na akumulatory. Staraliśmy się unifikować rodzaj baterii i sprowadzić wszystko do bateryjek AAA. I tak holtery, które mieliśmy zasilane były małymi bateriami, z których każda wystarczała na 48h ciągłej pracy. Latarki, z których korzystaliśmy to czołówki Petzla, też na małe baterie, które zużywając bardzo mało prądu, dawały bardzo jasne światło, a także latarki ręczne ładowanie solarnie oraz ręcznie (dynamo). Jednak większość urządzeń wymagała ładowania akumulatorów. Przez jakiś czas mieliśmy dostęp do samochodu. Dlatego wszędzie tam, gdzie się dało dokupiliśmy przejściówki do ładowania z gniazda zapalniczki w samochodzie (np. telefon satelitarny czy laptop). Jednak naszym podstawowym źródłem energii była energia słoneczna i banki energii. Zakupiliśmy więc ładowarki słoneczne. Znaleźliśmy bardzo poręczny model małej ładowarki, dedykowanej do ładowania akumulatorów aparatów i kamer. Dzięki możliwości dowolnego ustawienia ładowarka pasowała do wszystkich akumulatorów. Świetne rozwiązanie! Jednak największym problemem były duże urządzenia – laptop i modem satelitarny (telefon Iridium trzymał baterie doskonale, mimo codziennego wysyłania smsów). Większość małych baterii słonecznych nie ładuje takich urządzeń, a duże ogniwa słoneczne nie wchodziły w grę (logistyka). Znaleźliśmy przenośne ogniwo, które można było przytroczyć do plecaka, a jednocześnie było na tyle potężne, aby naładować duże urządzenia. Niestety wśród kilkudziesięciu końcówek dostarczonych żadna nie pasowała do naszego netbooka (popularnego, miniaturowego modelu EeePc). Obeszliśmy ten problem podłączając przejściówkę samochodową. Ogniowo sprawdzało się bardzo dobrze, ładowaliśmy też za jego pomocą banki energii. Problemy z energią pojawiły się na większych wysokościach z powodu spadku temperatury. Było też coraz mniej słońca. Akumulatory trzymaliśmy w śpiworach, bo zamarznięte w ogóle nie działały. Ale jak widzicie po naszym dzienniku, mieliśmy stały kontakt ze światem i problem prądu udało się rozwiązać.

Nurkowanie w górskich jeziorach

Nurkowanie w Licancabur, High Lakes 2006 Expedition

Nurkowanie w górskich jeziorach nie jest popularnym zajęciem. Oprócz wysokości, problemem jest logistyka wyprawy. Dlatego wysoko położone jeziora są głównie przedmiotem zainteresowania naukowców. Jak rozwija się tam życie, jakie są warunki pod wodą, jaki jest skład chemiczny jezior? Najlepiej przebadanym z najwyższych jezior  jest  drugie co do wysokości jezioro Ziemi – Licancabur (pierwszym jest Ojos del Salado, ale nikomu na razie nie udało się do niego dotrzeć i tego potwierdzić – liczymy że nam się uda, choć jesteśmy już drugą ekipą naukową w tym sezonie, która tego próbuje). Naukowcy pod patronatem Instytutu Astrobiologii NASA w latach 2002-2006 odbyli szereg ekspedycji do jeziora w kraterze Licancanbur, w celu poznania go lepiej. Odbyli też wiele nurkowań. Początkowo były to nurkowania swobodne, a następnie, w 2006 r., wrócili nad jezioro ze sprzętem nurkowym. Byli oczywiście doskonale przygotowani i nurkowali na rebreatherach. To znacznie zmniejszało ilość kilogramów które trzeba było wnieść na górę, ale pomoc sporej ekipy porterów była i tak nieodzowna. Podobnie jak w naszym przypadku, sporo miejsca zajmował sprzęt pomiarowy. Podczas nurkowania narzekali jedynie na zimno. Po nurkowaniach oddychali profilaktycznie tlenem. Natomiast ich opowieści  o tym, co spotkali pod wodą są fascynujące. Zdjęcie pochodzi ze strony tego niezwykłego projektu naukowego. Więcej o ekspedycji na Licancabur tutaj:  http://highlakes.seti.org/CL10-31-06.html#11-26

„Alive – dramat w Andach”

Wrak samolotu (fot. wikipedia.org/Corresponsal Mario Cavalli)

Uwaga, niektóre opisy mogą być drastyczne!

Zapewne wielu z Was zna tę historię – zekranizowaną w filmie pod tytułem „Dramat w Andach”. My też znaliśmy, choć nie ze wszystkimi szczegółami. 13 października 1972 roku w chilijskich Andach rozbił się samolot z 40 pasażerami i 5 członkami załogi – leciała nim ekipa rugby z katolickiej szkoły Stella Maris College w Montevideo (Urugwaj).   Powodem była zła pogoda; po wyjściu z chmur pilot ujrzał ośnieżony stok i nie zdążył na czas poderwać samolotu, zawadzając skrzydłem o stok. 13 osób zginęło na miejscu, 32 przetrwało. Przez kilka dni żywili się resztkami jedzenia i wina pozostałymi w samolocie, potem nadszedł czas podejmowania trudnych decyzji… By przetrwać, rozbitkowie postanowili żywić się ciałami swych zmarłych współtowarzyszy, zakonserwowanymi w lodzie i śniegu.  Początkowo robili to z wielkimi oporami, następnie musieli przyzwyczaić się do tej przykrej, wręcz obrzydliwej czynności. Gdy kolejne osoby zginęły pewnej nocy w lawinie śnieżnej, dwóch śmiałków zdecydowało się wyruszyć w drogę, by dać znać, że część pasażerów przeżyła. Gdy „zwiadowcy” dotarli do cywilizacji, zorganizowano wyprawę ratunkową. Jako że nie znano wpływu odosobnienia i wielodniowego kanibalizmu na psychikę ocalałych, grupa ratownicza została specjalnie przeszkolona. Znajdowało się w niej trzech wojskowych oraz trzech chilijskich przewodników górskich. Mieli specjalne polecenia dotyczące zbliżania się do rupy rozbitków. Najpierw helikopter kilkakrotnie okrążył wrak samolotu, sprawdzając, czy wciąż zostali przy życiu jacyś ludzie. Z powietrza obserwowano ich zachowanie. Następnie wylądowano, lecz w dużej odległości (ok. kilometra). Grupa ratunkowa rozdzieliła się i zaczęła zataczać kręgi, stopniowo zbliżając się do wraku. Obserwowali scenerię, zachowanie rozbitków oraz szczątki ludzkie znajdujące się wokół samolotu. Gdy wreszcie doszło do spotkania, serdecznościom nie było końca. Jednakże, by dać ostrożności zadość pierwszej nocy grupa ratunkowa rozbiła się kilkaset metrów od wraku samolotu i na zmianę trzymali wachtę pod bronią. Gdyby któryś z rozbitków próbował podejść na mniej niż 100 metrów, wachtujący miał „licencję na zabijanie”. Ostatecznie katastrofę przeżyło 16 osób – sami mężczyźni.

Jednym z trzech przewodników górskich będących częścią grupy ratunkowej był Maximiliano Martinez, który jest szefem chilijskiej firmy z której pomocy korzystaliśmy podczas naszej ekspedycji. Historię usłyszeliśmy więc z pierwszej ręki.

Jezioro pod szczytem Ojos del Salado

Ojos del Salado

Na mapach świata zostało już niewiele białych plam. Jedną z nich jest niewielki  zbiornik wodny, położony na południowych zboczach Ojos del Salado – najwyższego wulkanu świata (6 890 m n.p.m.). Zbiornik wodny nie jest uwzględniony na oficjalnych mapach, zaś o jego istnieniu świadczą jedynie nieliczne zdjęcia. Uważa się, że jest to najwyżej położone jezioro świata (6 390 m n.p.m.) i że  najprawdopodobniej jest słone, lecz niewiele więcej o nim wiadomo. Najwyższy czas, abyśmy poznali je lepiej, a przede  wszystkim dowiedzieli się:  jakie są jego rozmiary i głębokość,  jakie jest pH oraz zbadali skład chemiczny i stopień zasolenia itp., czy jest pokryte lodem, a jeśli tak, to jaka jest jej grubość

Marsjańskie warunki Atakamy

Duża wysokokość, czyste i suche powietrze sprawiają, że na Atakamie panują ekstremalne warunki, a na dużej wysokości (np. okolicach jeziora i szczytu Ojos del Salado) jest duże promieniowanie UV, przez co występują tam iście marsjańskie warunki. Około 100 km na południe od Antofagasta – regionie położonym na wysokości ok. 3.000 m, gdzie opady należą do jednych z najniższych na Atakamie (ok. 1 mm rocznie) – naukowcy uznali, że warunki klimatyczne są podobne do tych, panujących  na Marsie. Nieziemski krajobraz Atakamy został zresztą wykorzystany do zobrazowania  powierzchni Czerwonej Planety w telewizyjnym serialu „Kosmiczna Odyseja – Podróż do Planet”. W 2003 roku zespół naukowców w czasopiśmie Science opublikował artykuł pt. „Marsopodobne gleby pustyni Atakama w Chile i ich wpływ ograniczający rozwój mikroorganizmów”. W artykule tym opisano dane uzyskane z lądowników Voyager 1 i 2, które zbierały próbki pustynnej gleby, gdzie nie wykryto żadnych form życia! Wyjątkowe warunki klimatyczne regionu spowodowały, że NASA testowała tam najnowocześniejsze technologie, które w przyszłości mają być wykorzystywane w misjach marsjańskich. Uważa się też, że nie tylko gleby są ubogie, czy wręcz pozbawione życia, ale także dotyczy to tamtejszych zbiorników wodnych, znajdujących się na wysokości powyżej 4.000 m n.p.m. Wiele wskazuje na to, że na niesprzyjające warunki wpływ ma nie tylko bardzo duże zasolenie, często sięgające 35%, ale też silne promieniowanie UV oraz duże wahania temperatur. Wydaje się więc, że ekosystem (o ile w ogóle żyje tam cokolwiek), jest unikalny w skali światowej.

Jezioro Laguna Verde (Chile)

Laguna Verde (Chile)

Laguna Verde (Zielone Jezioro) to słone jezioro, które leży na wysokości 4.328 m n.p.m. na pustyni Atakama u stóp najwyższego wulkanu świata – Ojos del Salado. Inne jezioro o tej samej nazwie leży w Boliwii u stóp innego wulkanu – Licancabur. Jednak boliwijskie jezioro charakteryzuje się niezwykłym, błękitnym kolorem, który zawdzięcza związkom miedzi rozpuszczonym w wodzie. Chilijskie Laguna Verde   ma zielono-niebieski kolor wody, a jego powierzchnia to 15 km2.  Są tu też gorące źródła, które przynoszą ukojenie zmęczonym podróżnikom. Największą atrakcją tego miejsca są jednak góry. Laguna Verde otaczają wysokie, pokryte śniegiem szczyty Andów. Tu znajdziemy największe skupisko  szczytów andyjskich, przekraczających wysokość 6.000 m. M.in. to:

  • Vicuñas – 6.067 m
  • San Francisco – 6.018 m
  • El Ermitaño – 6.146 m
  • Carrancas Blancas – 6.119 m
  • El Fraile – 6.040 m
  • El Muerto – 6.477 m
  • Tres Cruces – 6.749 m
  • Incahuasi – 6.615 m
  • Ojos del Salado – 6.893 m

 

Jak uzyskać rekord uznany przez Guinness’a?

Przygotowując się do wyprawy mieliśmy w planach próbę pobicia rekordu Guinnessa w nurkowaniu na wysokości. Obecnie nie ma żadnego oficjalnie uznanego rekordu w nurkowaniu na wysokościach. Za nieoficjalny rekord uznaje się nurkowanie w Licancabur w 1982 r. wykonane przez archeologa dr. Charles Brush’a  i trzech innych nurków.  W tym samym jeziorze bez sprzętu nurkowała dr Natalie Cabrol z ekspedycji NASA i do niej należy nieoficjalny rekord freedivingu, choć jezioro ma w najgłębszym miejscu zaledwie nieco ponad 5 m (5,2 m jak podają w swojej pracy naukowej z 2009 r. W. H De Smet and J. A. E. Gibson, którzy przeprowadzili badania w jeziorze).   W 2006 r. dr Cabrol zanurkowała ponownie w Licancaburze na obiegu zamkniętym, wykonując dwa kilkudziesięciominutowe nurkowania. Jeżeli udałoby się nam odnaleźć jezioro i zanurkować w nim, chcieliśmy aby zostało to oficjalnie potwierdzone. Skontaktowaliśmy się z organizacją Guinness World Records i nasze zgłoszenie zostało przyjęte. Otrzymaliśmy też dokładne wytyczne jak należy udokumentować wyczyn. Istotne też było, aby uzyskać patronat mediowy uznanego medium (to się udało), a także przedstawić dokumentację fotograficzną oraz uzyskać poświadczenie dwóch niezależnych świadków, nie będących członkami ekipy. Dlatego zdecydowaliśmy się na wynajęcie porterów nie związanych z nami, którzy zgodziliby się na weryfikację zeznań przez Guinnessa. Guinness przywiązuje ogromną wagę do niezależnych świadków, ponieważ ma ograniczone zaufanie do poświadczeń uczestników wyprawy.  Ciekawe dlaczego;)

Góry Domeyko – czyli nasi tu byli!

Po drodze do Copiapo minęliśmy tablice z napisem Domeyko.Taką nazwę nosi pasmo górskie w Andach, które jest granicą Atakamy. W tym rejonie jest wiele kopalń, w tym największa na świecie odkrywkowa kopalnia miedzi. Dlatego napis głosi, że tutaj górnicy kopią z nadzieją (o ile dobrze zrozumieliśmy, bo nasz hiszpański pamięta lepsze czasy). Ignacy Domeyko (1802-1889) był polskim uczonym, geologiem i inżynierem górnictwa. Po Powstaniu Listopadowym emigrował, najpierw do Europy, potem do Chile. W tych czasach podróż zajęła mu 4 miesiące. W Chile Domeyko poświęcał czas badaniom geologicznym, dzięki którym rozwinęło się w Chile górnictwo, jako rektor Uniwersytetu uczył i rozwijał naukę chilijską, odkrywał nowe minerały (jeden z nich nazwany został nawet domeykit), był wielce szanowaną osobistością w Chile. W wolnych chwilach chodził po Andach i szukał meteorytów. Jego wielką fascynacją były także wulkany, przez które omal nie zginął. Przez cały czas bardzo chciał wrócić do Polski, ale Chilijczycy robili wszystko, by przekonać go do pozostania jak najdłużej. Zmarł na obczyźnie, po powrocie ze swojej ostatniej wizyty w Polsce. Więcej o tym niezwykłym badaczu można przeczytać tutaj.

Żywność

Zapewnienie wyżywienia na pustyni i na dużej wysokości, przez ponad 3 tygodnie, dla 4 osób, to nie jest prosta sprawa. Pierwszą przeszkodą są możliwości „bagażowe”. Zabieranie puszek, konserw i weków nie wchodzi w grę. Zbyt wiele ważą, a kupno na miejscu też nie rozwiązało problemu, bo nie mamy jak przygotowywać ciepłych posiłków. Małe palniki z kartuszami, które mamy, zapewniają jedynie gotowanie wody. Zresztą to też nie jest proste. Woda na wysokościach osiąga punkt wrzenia w niższej temperaturze (spadek około 1 stopień na każde 300 metrów n.p.m). I tak na wysokości 6.000 m n.p.m temperatura wrzenia wody to zaledwie 81 stopni C. Oznacza to, że nie bardzo da się cokolwiek ugotować. Kolejnym problemem jest woda. Na pustyni wody brak. Otaczające jeziora są solankami, a śnieg leży dopiero w wysokich partiach. Dlatego zdecydowaliśmy się skorzystać z technologii wojskowej i zaopatrzyć się w posiłki typu MRE (Meal Ready to Eat). To gotowe zestawy posiłków, które można przygotować (podgrzać) bez użycia wody i zewnętrznego źródła ciepła. Wszystko co potrzebne do pogrzania jest w zestawie. Pogrzewacze chemiczne działają nawet na dużych wysokościach i w niskich temperaturach. Oprócz tego mamy również
batony energetyczne, czekoladę, żele energetyczne, oraz żywność liofilizowaną, do której przygotowania wymagana jest niewielka ilość wody. MRE szczególnie będą nam potrzebne w najwyższym obozie powyżej 6.000 m n.p.m.

Łączność satelitarna

Wczoraj, zgodnie z harmonogramem, odebraliśmy również zestaw do łączności satelitarnej. W nagłych wypadkach mamy do dyspozycji telefon IRIDIUM. Iridium to system 66 sztucznych satelitów telekomunikacyjnych rozmieszczonych na orbicie okołoziemskiej 485 mil nad Ziemią. System ten pierwotnie miał posiadać 77 satelitów, a ponieważ pierwiastek chemiczny iryd ma liczbę atomową 77, stąd nazwa tego systemu. Iridium umożliwia komunikację na całym świecie właczając w to szczyty górskie, bieguny i oceany. Model, który otrzymaliśmy, to Iridium 9505 –  ze wzmocnioną obudową, chowaną anteną, odporny na trudne warunki atmosferyczne w tym kurz, wodę, piasek. Do codziennego kontaktu mamy modem satelitarny BGAN model Wideeye SABRE™. Łatwy w obsłudze, z obrotową anteną i dodatkową słuchawką do prowadzenia rozmów telefonicznych. Odporny na trudne warunki atmosferyczne. Dzięki firmie TS2 będziemy w kontakcie ze światem.

Ojos del Salado

Jest najwyższym wulkanem na świecie (6 893 m n.p.m.), przy okazji będąc najwyższym szczytem Chile i drugim pod względem wysokości szczytem poza Azją. Nazwę wulkanu można tłumaczyć dwojako – „słone oczy” lub „źródła słonej rzeki”.

Okolicę charakteryzują duże dobowe wahania temperatur (często przekraczające 20 stopni), wyjątkowo suchy klimat i bardzo silne wiatry. Wszystko to sprawia, że panują tu niezwykle surowe warunki. Co prawda nie jest to góra bardzo trudna technicznie, ale surowy klimat Atakamy oraz bardzo duża wysokość sprawiają, że do jej zdobycia niezbędna jest porządna aklimatyzacja i dobra kondycja.

Ciekawostką jest, że w czasach gdy nasi pionierzy zdobywali szczyt Ojos del Salado był on uważany za najwyższy szczyt Ameryki Południowej. Według pomiarów dokonanych w 1955 r. Ojos del Salado miał mieć 6.988 m. Dwadzieścia lat później ogłoszono w Chile, że szczyt znajduje się na wysokości 7.010 m. Jednak pozostałe kraje nie uznały tych pomiarów. W 1989 r. dokonano kolejnych pomiarów i oznaczono wysokość na 6.900 m. Amerykańskie pomiary w systemie SRTM (Shuttle Radar Topography Mission) potwierdziły te dane – Ojos del Salado ma prawie 6.900 m. Nie jest jednak wykluczone, że za kilka lat to się znów zmieni – Aconcagua jest tylko kilkadziesiąt metrów wyższa.

Tym samym podczas wyprawy będziemy mogli ponownie dokonać pomiarów GPS na szczycie i ustalić własną wersję wysokości.  Ojos del Salado na pewno jest najwyższym wulkanem świata!

Puna de Atacama

Jest to suchy płaskowyż typu wulkanicznego w Andach Środkowych, zajmujący obszar północnego Chile i części północnej Argentyny. Położony jest na średniej wysokości 4 500 m n.p.m. Na tym obszarze znajdują się liczne wulkany, w tym najwyższy czynny wulkan na świecie – Llullaillaco (6 739 m n.p.m) oraz najwyższy ze wszystkich wulkanów świata – Ojos del Salado (6 891 m n.p.m.).

Atakama

Atakama

Atakama (Atacama, hiszp. Desierto de Atacama) to piaszczysto-kamienista pustynia w Ameryce Południowej, leżąca w północnej części Chile i północno-zachodniej Argentynie. Rozciąga się na wysokości ok. 500-2000 m n.p.m., zajmując obszar o długości ok. 450 km i szerokości do 100 km. Roczna suma opadów waha się w granicach od 1 do 10 mm, co czyni Atakamę najbardziej suchym obszarem na świecie! Dla porównania, roczne opady na Saharze wynoszą 100 mm. Jednym z głównych powodów braku opadów na Atakamie jest zimny Prąd Peruwiański (Humboldta) omywający zachodnie brzegi Atakamy, powodując ochładzanie i wysuszanie klimatu, co przy równoczesnym blokowaniu przez Andy przedostawania się wilgoci znad Amazonii, powoduje dalsze pustynnienie terenów. W Iquique ostatni opad miał miejsce na początku XX wieku, a na niektórych obszarach nie zanotowano opadów od kiedy zaczęto prowadzić pomiary! Nielicznie występujące rzeki są tylko okresowe, gdzieniegdzie można też natknąć się na słone bagna. Jednak dla regionu najbardziej charakterystyczne są solniska w bezodpływowych kotlinach (np. Solar de Atacama, Solar de Arizaro).